Forum The Vampire Strona Główna    
  Profil  
FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Prywatne Wiadomości Zaloguj  

Historie Armii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum The Vampire Strona Główna :: Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 22:55, 03 Lis 2008    Temat postu:

Kolas napisał:

Cytat:
Jan Sigmarista, rybak znad Marienburga, najmłodszy uczeń Sigmara, według tradycji kultu Sigmara autor „Dziejów Sigmara” i innych fragmentów Ksiąg Wielkich.
Urodzony prawdopodobnie w Altdorfie, syn Zerpetusza i wg tradycji Salonie, młodszy brat Jakuba Najstarszego. Według Ksiąg Wielkich był rybakiem, powołany został przez Sigmara na ucznia wraz z Peterem i Andruasem w czasie wspólnego połowu ryb. Uważany jest za najmłodszego z uczniów. Tradycja sigmariańska przypisuje mu również autorstwo Objawienia Jana i trzech listów. Niektóre współczesne badania wskazują, że te fragmenty Ksiąg Wielkich mogą być dziełem dwóch lub trzech różnych autorów, określanych jako Jan Księgista, Jan z Nuln i Jan Marienburski. Objawienia Jana opowiadają o przyjściu Wielkiej Armii Chaosu o przeogromnej sile. Armia ta położyć może kres Imperium Sigmara. Numerolodzy wskazują, że siła ta to „1900”, jednakże wśród badaczy brak zgody co do znaczenia tej liczby. Wskazuje się na pewne powiązania nadejścia owej armii z klęskami armii Krasnoludów Chaosu oraz Zielonoskórych, lecz również te fragmenty nie są jasne. Niektórzy badacze wskazują na opisywany przez Jana fenomen tzw. "powszechnego warda". Objawienie Jana to jedyna prorocza księga Ksiąg Wielkich, opisująca zagładę świata i powstanie „Nowego Świata” zanim nastąpi jego koniec i Wielkie Podsumowanie. Jest to jedna z najtrudniejszych do zrozumienia i bardzo różnie interpretowanych ksiąg. Niektórzy sprzeciwiali się włączaniu tej księgi do kanonu ze względu na jej wieloznaczność i nadużywanie przez heretyków.

Fragmenty:
„3 I ukazał się drugi cud na niebie, a oto smok wielki rydzy, mając siedm głów i rogów dziesięć, a na głowach jego siedm koron;
4 A ogon jego ciągnął trzecią część gwiazd niebieskich i zrzucił je na ziemię; (...)
7 I stała się bitwa na niebie. Michał i Aniołowie jego potykali się z smokiem, smok się też potykał i aniołowie jego.
8 Ale nie przemogli, ani miejsce ich dalej znalezione jest na niebie.
9 I zrzucony jest smok wielki, wąż on starodawny, którego zowią dyjabłem i szatanem, który zwodzi wszystek okrąg świata; zrzucony jest na ziemię i aniołowie jego z nim są zrzuceni.
(...) Biada mieszkającym na ziemi i na morzu! iż zstąpił dyjabeł do was, mając wielki gniew, wiedząc, iż krótki czas ma.
(...)1 I widziałem bestyję występującą z morza, mającą siedm głów i rogów dziesięć; a na rogach jej było dziesięć koron, a na głowach jej imię bluźnierstwa.
2 A ta bestyja, którąm widział, podobna była rysiowi, a nogi jej jako niedźwiedzie, a gęba jej jako gęba lwia; i dał jej smok moc swoję i stolicę swoję, i moc wielką.
3 A widziałem jednę z głów jej, jakoby na śmierć zabitą; ale rana jej śmiertelna uleczona jest. Tedy się dziwowała wszystka ziemia i szła za oną bestyją.
4 I kłaniali się onemu smokowi, który dał moc bestyi; kłaniali się też bestyi, mówiąc: Któż podobny bestyi? Któż z nią walczyć może?
5 I dane jej są usta, mówiące wielkie rzeczy i bluźnierstwa; dana jej też jest moc, aby władzę miała przez czterdzieści i dwa miesiące.
(...) 7 Dano jej też walczyć z świętymi i zwyciężać ich. I dana jej moc nad wszelkiem pokoleniem i językiem, i narodem.
8 I będą się jej kłaniać wszyscy mieszkający na ziemi
11 Zatem widziałem drugą bestyję występującą z ziemi, a miała dwa rogi podobne (...)
12 A wszystkiej mocy pierwszej onej bestyi dokazuje przed twarzą jej i czyni, że ziemia i mieszkający na niej kłaniają się bestyi pierwszej, której śmiertelna rana była uzdrowiona;
13 A czyni cuda wielkie, tak iż i ogień z nieba zstępuje przed oczyma ludzi na ziemię;
14 I zwodzi mieszkających na ziemi przez one cuda, które jej dano czynić przed bestyją, mówiąc obywatelom ziemi, aby uczynili obraz onej bestyi, która miała ranę od miecza, ale zasię ożyła.
15 I dano jej, aby mogła dać ducha onemu obrazowi bestyi, żeby też mówił obraz tej bestyi i to sprawił, aby ci, którzy by się nie kłaniali obrazowi onej bestyi, byli pobici.
16 A czyni, aby wszyscy, mali i wielcy, bogaci i ubodzy, i wolni, i niewolnicy, wzięli piętna na prawą rękę swoję albo na czoła swe,
17 A żeby żaden nie mógł kupować ani sprzedawać, tylko ten, który ma piętno albo imię bestyi albo liczbę imienia jej.”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 22:56, 03 Lis 2008    Temat postu:

Blady da'Rasta napisał:

Cytat:
wszystko juz bylo czyli znudzony da'Rasta

Da'Rasta patrzyl znudzony na swoja horde. Niby wszystko gralo.... Niby wojska byl kupa... Niby byli zwarci i gotowi... Niby... No wlasnie, niby... Nie to ze szaman zwatpil w sile swych chopokow. Wciaz widzial przeciez ze potrafia solidnie przywalic i za ulomkow ich nie mial. Tak samo szalone gobosy na rozskakanych jakiniowych potworkach - te jak wpadaja we wroga to robia z niego mokra plame. Niby robia... Tak wiec szaman nie watpil w ich bitnosc. Martwilo go jednak cos innego - przeciwnicy. Z kazda kolejna zima rajdy dzikiej hordy napotykaly coraz to silniejszy opor. Wrodzy generalowie poznali sie na sile jego armii i coraz skuteczniej potrafili sobie z nia radzic. Poznali na wlasnej skorze przerozne triki da'rasta planu. Z biegiem lat da'Rasta widzial tez coraz wiecej slabych punktow w swojej armii. Co gorsza dostrzegli je takze jego wrogowi i z czasem nauczyli sie je w morderczo skuteczny sposob wykorzystywac. Czas nie sprzyjal zielonym... Do tego da'Rasta nie mogl oprzec sie wrazeniu ze ktos tu zmienia zasady gry. I to w jej trakcie! Cherlawe elfiatka ktorym tyle razy spuszczal srogie manto nagle staly sie niesamowicie szybkie i nauczyly sie skutecznie kontrowac szarze rozwszeszczanej hordy. Morczne wampiry za to nauczyly sie wskrzeszac kazdego zabitego ze swej armii i sprowadzily niewiadomo skad potezne wampo-nietoperze! A wiesc stepowa niosla ze dalej bedzie jeszcze gorzej... I tylko horda pozostawala niezmienna - w oparach szarego dymu i z donosnym reggae-rytmem wybijanym na bebnach...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 22:56, 03 Lis 2008    Temat postu:

Szafa napisał:

Cytat:
NAJBARDZIEJ ZENUJACA ARMIA CHAOSU

Co za zalosna armia - pomyslal Zwierzak - nigdy wczesniej nie widzialem podobnie paskudnej bandy obszarpancow i smieciarzy...

Chorazy armii opieral sie na drzewcu swojego sztandaru omiatajac wzrokiem armie w szeregach ktorej przyszlo mu walczyc...nigdy wczesniej nie widziale czegos podobnego.

Bohaterowie skrzywdzeni przez los do granic mozliwosci; wygladajacy jakby w dziecinstwie snotlingi ich podmienily albo nadepnal mlody gigant. General naznaczony przez khorna chyba tylko z litosci, toczacy piane z pyska wariat ktory o taktyce w zyciu nie slyszal. Mamy jakis strategiczny plan - spytal zwierzak? - plan? Stretegegogicz...co? To jakis nowy dar od tego przebrzydlego cincza? - odparl general - da plan być: KREW DLA BOGA KRWI! ...No tak, dodatkowo pol-idiota bez mozgu...jego przydupas-mutant tez nie byl lepszy - niby mial tam jakies skrzydelka, ale co z tego skoro szalenstwo szefa zawsze tak mu sie udzielalo ze probowal latac w lesie, co zazwyczaj konczylo przejazdzke szybko i bolesnie - na drzewie.

Tuzin psow chaosu, tak leniwych i oslabionych, ze nawet goblina im sie scigac by nie chcialo.

Wuchta bestii, niby stada - niby nie, obdarci i wychudzeni, na dodatek markotni i nie za bardzo sluchajacy rozkazow generala. Garsa tylko byla jakas jakby odwazniejsza, ale to chyba po prostu na mozg padlo im od nadmiernego przebywania w okolicy szefa-polglowka.

Niby była w tej armi jakas elita, maly oddzial pieszych wybrancow khorna, rownie nienormalnych jak ich szef, bez mogzu, bez pomyslunku, byle do przodu. Jak to mozliwe ze na takich zalosnych kreaturach chaos zbudowal swa potege?

O minotaurach...żal mowić. Wielkie jak brzoza, glupie jak koza. Nie dala bozia w glowce to dala w miesniach...wielkie toto i silne, drzewa z korzeniami wyrywa, czlowieka na pol rozerwie jakby to byl patyczek, a co jeden wiekszy to glupszy - za byle chlopstwem pobiegna jak im dac okazje...

A na sam deserek gigant - wiecznie pijany, niedomyty i smierdzacy (a co! bestie tez maja nosy i tez czuja smrod), cuchnacy przetrawiona wodka i z polamana palka. Podejśc do niego strach aż - a nuz sie na jakim rycerzy poślizgnie i wywali wprost na leb?

Z kim ja w boj ide, do ciezkiej cholery, z kim ja ide w boj....pomyslal Zwierzak podnosząc wysoko sztandar...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 22:57, 03 Lis 2008    Temat postu:

Bartez napisał:

Cytat:
Historia powstania zakletej armii Aiwonne


Bardzo dawno temu byly czasy w których lud pustyni rozkwital w pelni. Miasta byly pelne handlarzy a spichlerze byle pelne. W tych czasach na wybrzezu pojawily sie statki wielkiego i dumnego narodu. Podczas audiencji u króla elfi ksiazeta zawarli pakt handlowy oraz zdecydowali sie wybudowac niewielka warownie która miala pelnic role portu dla statków handlowych z Ulthanu oraz punktu obronnego. W czasie uplywajacych lat niewielki posterunek przerodzil sie w miasto Zynargof w którym zderzyla sie kultura elfów z kultura ludu pustyni dzieki czemu bylo to jedno z najpiekniejszych miast w tej cześci kontynentu. Niestety po czasie rozkwitu nadeszly czasy niepokoju najazdów. Jednym z glównych najezdzców byl nekromanta którego zwano Nagash. Jednym z jego pierwszych ataków bylo miasto Zynargof, niestety po 63 dniach regularnego oblezenia ono padlo a mieszkancy zostali wybici. Po tamtej walce pozostaly tylko wspomnienia i legendy a jedna z nich jest walka magiczna jednego z ostatnich obronców miasta elfiej ksiezniczki Aiwonne z Nagashem. Pod koniec walki ostatkiem swoich sil oraz zdolności magicznych Aiwonne uzyla starozytnej przepowiedni o wielkiej sile uniemozliwiajacej wskrzeszenie. Z tymze nikomu jeszcze sie nie udalo aby ona zadzialala na wiecej niz jedna osobe. Jakiez bylo zdziwienie Nagasha kiedy okazalo sie ze nie moze wskrzesic zadnego z elfów. Gdyz ich ciala zmienily sie w popiól które zostay zlozone w gorbowcu niestety kto to zrobil i dlaczego tego juz niewiadomo.
Po wielu latach powstala Legenda ze wojownicy Ci powstana i stana do walki w obronie dobra juz jako nieumarli. Podczas róznych walk juz w czasach kiedy lud pustyni zostal brutalnie zmieniony w nieumarlych jeden z ich High Priestow odkryl nieznane groby opatrzone poteznymi pieczeciami magii i opisane w nieznanym dla niego jezyku. Postanowil uzyc rytualu wskrzeszenia wraz ze swoimi sześcioma kompanami. Nie wiadomo czy 7 priestow to byla wlaśnie odpowiednia liczba aby moc zaklec byla wystarczajaca czy akurat nadszedl czas nieumarlych ksiazat ale faktem stalo sie przywrócenie do zycia moze niezbyt licznej ale za to elitarnej armii. Priestom tym wydawalo sie ze moga kontrolowac ta armie ale nie mogli wiedziec ze ta armia moze sluzyc tylko pod sztandarem Aiwonne. Dzieki niej armia moze zyc na nowo lecz z przeklenstwem wypelnienia swojej sluzby az nie wypleni zla które nadciaga. Od tego czasu blaka sie po kontynencie armia wykletych elfich wojowników liczac ze kazda walka która stoczy bedzie ich ostatnia i wypelnia zaklecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 22:57, 03 Lis 2008    Temat postu:

Blady da'Rasta napisał:

Cytat:
Głuche „chrup!” przerwało wieczorną cisze. Czaszka goblina pękła na pół uderzając w wieko skrzyni. Da’boss przyklęknął i przyglądał się zamknięciu. Zamek ani drgnął. Przeklinając donośnie ork rzucił goblinie truchło daleko w krzaki.
- Chędożone pokurcze i te ich runiczne kłódki! – wrzasnął boss i zaczął rozglądać się za kolejnym goblinem – To już piąty łeb a ta @#$%@# ani drgnie!
Powszechnie przecież wiadomym było że runiczne zabezpieczenie krasnoludzkich skrzyń można było złamać wyłącznie przy użyciu goblińskiej czaszki. Aż zapas starych akurat się skończył da’Rasta musiał posiłkować się tymi świeższymi, nie całkiem jeszcze oderwanymi od tułowia. Było z tym trochę problemów bo szczęśliwie wybrani jakoś nie chcieli zaakceptować swojego losu i darli się w niebogłosy.
Nie był to najlepszy moment by przynosić bossowi wieści, zwłaszcza jeśli było się goblinem. A da’Brave goblinem był. Przyglądał się wysiłkom da’Rasty skryty w jeżynach nie mogąc się zdecydować czy złożyć meldunek czy raczej brać nogi za pas. Wspomnienie ciężkiej pięści orczego nadzorcy szybko jednak uświadomiło mu co się stanie gdy wróci do ogniska niezłożywszy meldunku. Na drżących nogach wygrzebał się z jeżyn i cicho chrząknął.
Da’Rasta odwrócił się w oka mgnieniu i zmierzył go wzrokiem. Goblin dostrzegł dziki błysk w jego oku. Przełknął nerwowo ślinę. Zrozumiał, że trzeba działać jak najszybciej.
- Da’Avy And kazać ci przekazać że my pojmać banda ludzi z południa – da’Brave wyrzucił z siebie na wydechu.
Da’Boss nie wydawał się być zainteresowany tymi słowami. Za to dokładnie przyglądał się kształtowi czaszki goblina powoli podchodząc bliżej.
- Oni wyglądać bogato. Może jakiś okup. Albo chociaż oskórowanie dla zabawy – da’Brave czuł jak w miarę zbliżania się orka miękną mu kolana.
Nie był w stanie uciekać. A da’Rasta był coraz bliżej…
- A ich szef mówić że znać sposób na otwieranie pokurczowej skrzyni! – wykrzyknął goblin w akcie desperacji.
Boss zatrzymał się. Jego malutki mózg długo przetwarzał tą informację.
- To dawać mi ich tu zaraz!
*
Przyprowadzili ich wszystkich. Całą piątkę. Związanych ciśnięto w błoto, które łapczywie rzuciło się na ich wypielęgnowane tileańskie ubranka. Boss krzyknął coś do jednego ze strażników. Ten wytaszczył z błocka jednego z pojmanych, postawił do pionu i zdjął knebel. Tileańczyk głośno wciągnął powietrze.
- Ktoś ty? – zapytał da’Rasta
- Jam jest Charles. Charles Bronson – odpowiadając dumnie wypiął pierś.
Boss obojętnie wzruszył ramionami.
- Nie znasz mnie? – Charles zrobił zdziwioną minę – Nigdy o mnie nie słyszałeś? Naprawdę?
Ork zaprzeczył.
- Jam jest przesławny krwawy mściciel opiewany w pieśniach przez bardów! Musiałeś przecież słyszeć o mnie w pieśniach!
- Chyba raczej nie…
- Nie słyszałeś o „Życzeniu śmierci 1” albo „Życzeniu śmierci 2”?
- No…, nie…
- I trzeciej części też nie znasz?
Boss przecząco pokręcił głową.
- Wy tu jednak żyjecie na pustyni kulturalnej…
* *
W trakcie dalszej rozmowy Charles wyjaśnił Da’Rascie, że jest najsłynniejszym krwawym mścicielem aktualnie zbierającym przygody do „Życzenia śmierci 5”, że po raz kolejny skrzywdzono mu córkę i że zhańbiła ją banda opryszków co się ni bogów ni mieczy nie boją. Boss wysłuchiwał tego wszystkiego na resztkach cierpliwości nerwowo wodząc oczami po obecnych w poszukiwaniu odpowiedniego kształtu czaszki. Tileańczyk nadawał za to jak katarynka opowiadając swoją historię pościgu za bandą rzezimieszków. Ich mordów, rozbojów, włamań. Ta ostatnia kwestia zainteresowała orka. Boss odruchowo spojrzał na skrzynię.
- Mówisz, że tacy z nich dobrzy włamywacze. A takiemu runicznemu zamkowi dadzą rade?
- Pewnie, że dadzą. To są prawdziwi profesjonaliści! – zapewnił Charles.
- No dobrze Charles. Masz dziś szczęśliwy dzień my pomożemy ci dopaść tych chamów!
Charles uśmiechnął się spod wąsa. Ten jego urok osobisty potrafił wciąż działać cuda…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 22:58, 03 Lis 2008    Temat postu:

Kagaroth napisał:

Cytat:
Historia Armii Sojuszu Bartka Matusza i Kagarotha

Długouche elfy cwane
Są w podziemiach nielubiane
Szczurzy wódz Matuszem zwany
W bitwach wielkich obeznany
Siedział kminiąc co by zdziałać
By elfiątka wymordować
(ale morduje się nie rymuje xD)
„Pojebane elfie plemię
Trzeba dobić je spatrzeniem”
„Chytry plan”- pomyślał gryzoń
„Elfi padnie wnet garnizon!
Ha! Nie jeden i nie dwa
Tylko cała ich ta wyspa!”
W chwili tego uniesienia
Sluga dał mu do myślenia:
„A jak zabraknie spaczenia?
Czy nam starczy rattling gunów
By wyżezać elfich panów?
Czy oddziałów tyle macie
Aby wygrać z nimi w combacie?”
„Milcz pomiocie!”- wodza wkurzył
Zginął wnet choć dobrze służył
Nie zdechł bo się wtrącił, wiecie
Bo on prawde mówił przecie.
I to wodza przeraziło
Nową słabość objawiło.
„Jak elfy nie zginą wcale
będzie trochę przejebane
Trzeba pewność mieć zwycięstwa
Z sojusznikiem jakimś się zżyć
Co ma trochę więcej męstwa
Tylko gdzie taki może być?
Który tak elfa nie znosi widoku
Ze gotów walczyć u naszego boku?”
Długo o tym nie rozmyślał
Bo odpowiedź sama przyszła.
Sufit nad nim się zatrzęsnął
„Krasnoludy znowu wiercą.
Ci pomogą nam w tym boju
Maszynami zrobią gnoju.”
Poszedł porozmawiać z królem
Który męczył się z głowy bólem.
Wczoraj ostro zabalował
Dziś do kibla zwymiotował.
Gdy zobaczył szczurzą mordę
Kazał posłać po swą hordę
Lecz nie było takiej opcji
Bo kompania miała mocniej.
„Wielki władco tych krasnali
Co się tak „pochorowali”
Mam ja sprawę do was wielką
Chodzi o sojusz przeciw elfom.
„Ożesz kur*a!” zaklął krasnal
W twarz się raz i drugi chlastał.
„Czegoż ja spaliłem wór
Że dziś gada do mnie szczur?
A mówili bym nie mieszał
Bo mi w głowie się pomiesza...”
Matusz patrzał co się działo
Myśląc ze go (krasnoluda) pojebało.
Chyba ze go tak zatkało
Bo się skavena jeszcze nie widziało.
„Wiec do elfów powracając
można chyba ich pokonać
nawzajem sobie pomagając
więc przyszedłem cię przekonać
abyś zebrał wnet swych wojów
Schartowanych w trudach bojów
I sprzymierzył się dziś z nami
Czyli z hordą, skavenami!”
Wielce brodacz był zdziwiony
Trochę zaniepokojony.
Jednak myśl mu zaświtała
Mianowicie elfie złoto
Które zgarnąłby z ochotą.
„Dobra”- zaczął tak swą gadkę
„Chcecie wsparcie no to spoko
ale nasze będzie złoto.”
„Myślę ze się dogadamy
W końcu wspólne nasze plany.
Bierzcie złoto i co chcecie
Ważne by zdechły te śmiecie.
Nas to w pełni zadowoli
Jak będą u nas w niewoli”
Stwierdził szczur z zadowoleniem
„Potraktujemy ich spaczeniem”
„A więc zgoda”- rzekł brodaty
„Poślę po nasze armaty.
Elfy zapłacą za zbrodnie!”
Mówiąc to podciągnął spodnie
„Ale ruszyć dziś się nie opłaca
bo tu każdy leczy kaca...”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 22:58, 03 Lis 2008    Temat postu:

Ida napisał:

Cytat:
Czas na historię sojuszu perwersyjnych przodowniczek Cultu Slaanesha oraz przedstawicieli Wampirów, przejawiających pewne nietypowe skłonności...

*Geneza sojuszu w oczach kobiet...:

W ciemnościach nocy, jaskini zła, czarnego krzyża, w najmroczniejszym z mrocznych zakątków Starego Świata, okrutne i bezlitosne wiedźmy mrocznych elfów, czcicielki Slaanesha, rozpoczynały właśnie swój rytuał. Wygnane przez swój lud tułały się po świecie szukając wciąż nowych, coraz bardziej perwersyjnych, wrażeń i rozkoszy. Popychane swą nieziemska chucią dotarły aż do Starego Świata, do królestwa zwanego Imperium, a dokładniej do Sylvanni – terenu zamieszkałego przez aktualne obiekty ich westchenień. Czarownice znudzone już tak mało wyzywającymi dewiacjami jak zoofilia, saliromania, symforofilia czy dendrofilia zapragnęły czegoś znacznie bardziej ciekawego. Tak oto zjawily się w tej posępnej krainie. Nie musiały nawet długo szukać. Pierwszej nocy, głodny krwii wampir wpadł w ich sidła. Teraz leży spętany w najgłębszych czeluściach jaskini, przywiązany do czarnego krzyża. Za chwile ma stać się ślepo posłuszny dwóm najpiękniejszym i zarazem najokrutniejszym kapłankom Mrocznego Księcia, a wraz z nim cała armia obleśnie podnieconych magicznymi mocami, nieumarłychstworzeń.

*... i oczami mężczyzny:

Pewien człowiek, dnia pewnego,
W pewnym miejscu, myśląc skrycie,
Myślał, myślał – tak, kolego!
Jak tu zmienić swoje życie.

Jego myśli wciąż krążyły
Po zakątkach mózgu ciemnych,
I tam w końcu wydrążyły,
Jedną z takich myśli zwiewnych
Co przychodzą i odchodzą.
Lecz nie mając planów innych,
Bez sprzeciwu się z nią godząc,
Wrócił do swych myśli zwinnych.

Bo ta myśl to była taka,
Że myślenie to jest nudne,
Żeby nie wyjść na dziwaka
Lepiej z babą - lecz to trudne.

Jak tu poznać jakąś pannę,
Gdy ze swoją aparycją,
Idąc gdzieś godziną ranną,
Śmiechy stały się tradycją?

Więc wymyślił krętacz mały,
A to noc już była w pełni:
„Laski lecą na dojrzałych
Więc zostanę nieśmiertelny.”

Żeby plan swój wcielić w życie,
Musiał i wampira znaleźć
I przekonać należycie
O potrzebie życia stale.

Gdy już znalazł taka postać,
Co go w siebie zmienić mogła,
I jej wymaganiom sprostał
Efektywność go zawiodła.

I gdy to też nie działało,
Wrócił znowu do myślenia:
„Czemu znowu tak się stało,
Że nie było zaliczenia?”

Wtem wymyślił sposób prosty,
By dzień cały w płaszczu bywać
I po prostu, bez przenośni,
Przed paniami go rozchylać.


Okazało się to trafne
Gdy przechodził dnia pewnego,
Przez nieznany leśnej mapce,
Dukt, co wiódł go do niczego.

Tam to właśnie ujrzał nagle,
Przechodzące przez gęstwiny,
Panny jakieś, całkiem ładne,
Ale z gościem dość smrodliwym.

Nie zrażając się zawczasu,
Nasz bohater przed nich wyszedł,
I tam, na środku lasu,
Wnet pokazał im swój dyszel.

Panie niczym nie zrażone,
Krok zrobiły dla uściśleń,
I widokiem tak nęcone,
Że już wampir miał z kim myśleć.


[link widoczny dla zalogowanych]


A na sam turniej przyniosę dwa utwory okołomuzyczne doskonale oddające klimat naszych armii i całego sojuszu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 22:59, 03 Lis 2008    Temat postu:

Oscar Flamber napisał:

Cytat:
6 Jahrdrunnga roku Imperium 2519 stało się sprawą nadto pewną, że ruszy wyprawa ku północy, kędy w wielkiej a mrocznej puszczy rozpleniło się wielkie zło i ciemność wkradła się nie tylko w serca ludzkie, ale takoż spływać jęła na świat niby gęsty nieprzenikniony całun. Trwoga i potrzeba była tak wielka, że doszła do uszu samego Imperatora. Mówiono – a rychło cesarscy posłańcy naznosili całymi garściami takich wieści – iże pleni się zło wielkie – pomioty mrocznych mocy żywcem chadzają po ziemi, plugawiąc ją i zadając wszelki gwałt. Jęli ludzie i nieludzie miejscowi w lasy się kryć, gdzie jeszcze ich bardziej owe pomioty i wszelkie inne uciskać poczęły. Powiadali ci, którym nieobce były takie sprawy, że się pośrodku Mrocznej Puszczy otwarło przejście wprost do jakowejś Krainy Ciemności, a to jest mianowicie Portal niejaki, który tylko z największym wysiłkiem można by zamknąć.

Otarłszy się rzecz o uszy Imperatora, zdobyła sobie przyzwolenie na wypuszczenie chorągwi spośród jego Gwardii, wybrano zaś Czerwoną, jako bojami rozlicznymi wsławioną. Tę zaś poprowadził chorąży Filippe Lamerschanz, dźwigając cesarskie godło, jako symbol swego namiestnictwa nad chorągwią. Dalej szła lekka chorągiew rajtarska, na której czele stał Gunter Heinz. Wybrano też rycerską, lecz lżejszą od gwardyjskiej chorągiew Rycerzy Pantery, której to żołnierze wprawiali się nade wszystko w uganianiu za zwierzoczłekami, od których roiły się lasy naokoło Altdorfu i wszędzie w ogóle w Imperium. Na tę okoliczność Pantery, gdyby im przyszło spośród lasów wyłuskiwać grasujące hordy, wiodły paręnaście chartów i ogarów, nader przydatnych do tropienia i ścigania w gęstwinie wrażego pomiotu. Dał też cesarz przyzwolenie, by z nulneńskiej szkoły inżynierów wziąć czołg parowy, by krucjaty dopełnić. Tyle tylko bowiem dało się zgromadzić zapasów, by tak nader szczupłe i nieliczne siły posłać. Na czele armii stanął mocarny kapłan, lecz i wojownik z Katedry Najmocarniejszego Sigmara Opiekuna, Yaro Miażdżący Kamienie, niosąc ikonę Najpobożniejszego Magnusa.


12 Jahrdrunga w Festag wyruszono, odprawiwszy pobożnie nabożeństwa ku czci Sigmara i jego świętych Dagmary z Sonnerfeld i Marcusa Schliffzinnmeiera, który został wyniesiony do łaski świętego nie dalej niż 4 zimy wcześniej, a jego święto ustanowiono właśnie na 12 Jahrdrunga obok świętej Dagmary, tudzież błogosławionej Teresy z Toeplitz, ale że ta była opiekunką ozdrowieńców i przewlekle chorych, ku jej czci osobliwie tego dnia się nie modlono, choć pod opiekę oddano armię krzyżowców wszystkim Świętym Najprawdziwszego Kościoła Sigmara. Zwiedziawszy się, że ze świętą misją wyrusza ta armia, i że poprzedzą ów wymarsz modły pobożne, jęli na miejsce wymarszu ściągać wszelkiej maści pobożni ludzie, którzy chcieli się choć dotknąć wojennych mężów.

Wziąwszy owo cudo mechaniki, jakim zdawać się może czołg parowy, pod inżynierem Rafaelem Saintzem, niespiesznym, by nie umęczyć koni, wszakże sprawnym marszem, pociągnęła armia Wielkim Traktem Północnym, by wejść w ostępy Mrocznej Puszczy. Powiadano, że o Żałobne Siostry przyjdzie im zaczepić, skąd się najwięcej uwalniało mrocznej magii.

Zbliżywszy się ku Żałobnym Siostrom, jęli się piąć ku ich szczytom, wiedzeni niezłomnym przekonaniem, że oto wśród dolin rozpleniło się owo zło. Nastały też dla czcigodnego Yaro Miażdżącego Kamienie złe chwile, nie mógł on bowiem spokojnie oczu zamknąć, by snem się pokrzepić. Ilekroć zaś oczy zamykał, wpełzały mu pod powieki cienie Czeluści i piekielne sługi nurzające się demonicznych orgiach. Nie mogąc znieść tego widoku swym świętym umysłem, wznosił modły do Sigmara, a gdy i to nie pomagało, nie spał zupełnie wcale, przez co sił się zbył i chwiał się w siodle, gdy podróżowali.

Aż na koniec dotarli w wiadome miejsce, którego na mapie nie oznaczę, żeby jakiemuś słudze Ciemności nie przyszła myśl, w to miejsce podróżować. Tam zaś starli się nie tylko z armią demonów, lecz i z innymi, które na tym miejscu się stłoczyły, pragnąc zdobyć dostęp do Ciemności. Bitwa była krwawa i wyczerpująca, im zaś dłużej trwała, tym słabszy był Yaro, jego zaś żołnierze patrzyli nań z niepokojem. Bo gdyby upadła święta Ikona Magnusa, nie byłoby już dla nich uratowania.

Gdy zaś bitwa toczyła się najcięższa i święte siły Imperium chwiać się poczęły i garnąć do ucieczki, wezwał czcigodny Yaro demona wiodącego armię Ciemności, do pojedynku. Na tę za chwilę ustały zupełnie walki i oczy wszystkich zwróciły się na szczyt wzgórza, gdzie stanęli przeciw sobie dwaj wodzowie.

Lecz jak by nie była wielka wiara w Sigmara, musiał czcigodny Yaro ustąpić potędze Demona Ciemności. Jęk potoczył się wśród imperialnych szeregów, szał radości zaś ogarnął demoniczne sługi. Został czcigodny kapłan najczcigodniejszego Sigmara porwany z ziemi i uniesiony w powietrze, tak iżby mu Demon jednym szczęk kłapnięciem oderwał głowę od tułowia, życia pozbywając.

W owej ostatniej chwili, gdy jak powiadają ludzie bywali, dusza z ciała wycieka, a kawałki ludzkiego żywota przesuwają się przed oczami na kształt obrazów, wspomniał czcigodny Yaro na owe sny, które go dręczyły, gdy wędrowali po Żałobnych Siostrach i na koniec był zrozumiał, jaka go łaska spotkała z woli Sigmara. Nie mogąc przemawiać, wychrypiał jeno: „Nnaghryyfen’sjdhedacne’wuivnieroc’cxnauiercnoiez’dniacadversdfvdfrynrdnmior’ceniacfrvrttdrtsd’verrth…” lub też coś, co zabrzmiało podobnie, a demon mający go zdusić, w jednej chwili odstąpił od niego, wyjąc tyleż z wściekłości, co z przerażenia. Wypowiedział bowiem kapłan, oby po wieki zapamiętane było jego imię, prawdziwe miano demona, objawione mu przez najpotężniejszego Sigmara, ten zaś, kto zdoła posłużyć się prawdziwym imieniem demona, posiądzie władzę nad nim i jego sługami.

Odniósłszy tak wielką wiktorię w obliczu całej armii Yaro Miażdżący Kamienie wzrósł oczy do niebios, by podziękować najczcigodniejszemu Sigmarowi. Zapragnął też natychmiast odesłać demona i wszystkie jego pomioty w otchłanie Czeluści, lecz ujrzawszy się pośród całego morza wrogów naszego świętego Imperatora, powziął decyzję, iżby najpierw posłużyć się siłami Ciemności do zniszczenia jej samej, potem zaś dopiero zamknąć po stokroć przeklęty Portal. W taki to sposób z imieniem Sigmara na ustach ruszył czcigodny Yaro do wielkiej bitwy, wiodąc u swego boku prawdziwe demony spętane mocą tajemniczego imienia, znanego kapłanowi jedynie dzięki jego niezłomnej wierze w mocarnego protektora naszego świętego Imperium.
_________________
To jest wojna, a wy jesteście żołnierzami jednej ze stron. Musicie zabijać, albo nie przeżyjecie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 22:59, 03 Lis 2008    Temat postu:

Jaszczur napisał:

Cytat:
Teraz nasza historia
Zaczęło się , wszyscy o tym wiedzieli: ludzie ,krasnoludy, każdy. Znaki na niebie zwiastowały początek burzy- burzy chaosu. Osadnicy z pobliskich krasnoludzkich wiosek uciekali w góry albo do obwarowanych kopalni zwanych twierdzami. Lecz byli i ci którzy stawili opór…
,,Po zagładę, śmierć (…)’’ –doniośle ryczał tan Snorrin Rudobrody. Gdy jego wojowie w szale łomotali czaszki znienawidzonych skavenów, które najwidoczniej próbując ujść, lub uciec czemuś nie świadomie przekroczyły krasnoludka granice. Smród jaki niosły za sobą skaveny był okropny, ale krasnoludy przyzwyczaiły się do tego, gdyż często borykały się z tymi bestiami. Armia szczurów była niezrównoważona , nikt w ogóle nie słuchał dowódców jeżeli owi istnieli. Widok ten był nawet śmieszny, skaveny zabijały siebie nawzajem uciekały i atakowały, jedne płonęły a drugie zostały wgniecione w ziemie przez kamienie z krasnoludzkich katapult, które razporaz wystrzeliwały do skavenów. Lecz mimo to skaveny te zniszczyły już nie jedna krasnoludka osadę.
Nieprzyjaciela było setki a może nawet wiecej, trudno było policzyć, gdyż z ziemi ciągle legły się kolejne potwory.
Wtem w dali zadudnił sygnał, stłumionego, głuchego rogu. Na ten dźwięk skaveny wpadły w panikę. Ocho nadchodzi ten kto dał tak popalić tym bestią- zaryczał tan. Lecz dobrze wiedział ze ten dźwięk nie zwiastuje niczego innego jak wojny,, zaciekłej jatki z demonami, lecz nie chciał uświadamiać o tym swoich wyczerpanych walka żołnierzy. Skaveny jaki i zarówno krasnoludki wódz pamiętał rogi w które dął Archaon.

Na horyzoncie widać już było sylwetki rycerzy okutych w czarne zbroje, a za nimi okrutne demony i potwory łaknące świeżej krwi. Niebo pociemniało, pioruny uderzały a horda demonów szła jak burza. ,, Snorinie! Wycofaj ich ,,wszyscy polegną w boju z niegodnym przeciwnikiem…’’ – Nie ,będziemy walczyć do ostatniego…

Skaveny wykorzystały moment zaskoczenia krasnoludów i rzuciły się do ucieczki.
Atakować, napierać, łomotać, zabijać, nie ważne pod czyim ostrzem zginiemy, wszak polegniemy w boju jak nasi przodkowie. Te słowa odważnego dowódcy znów zapaliły w krasnoludach rządze krwi i śmierci plugawych wrogów. Krasnoludy wojowie znów ruszyli do boju, zbijając wszystkich Chaos i skaveny. Ale doświadczony tan zauważył, że rycerze chaosu skrzętnie omijają krasnoludzkich wojów, więc kazał on wycofać żołnierzy na pozycje obronne i ostrzeliwywać pole bitwy.W końcu skaveny zostały wyrżnięte do nogi, a za nimi podążył chaos masakrujący niedobitki. Krasnoludy natomiast zaczęły oczyszczać pole bitwy.

Och – westchnął Snorrin, gdyby nie chaos możliwe że kolejna granica upadła by z kretesem.
Ale skąd oni tak nagle, jak, dlaczego?, po tej bitwie było wiele pytań łaknących odpowiedzi.
Jedni uważali, że był to przypadek, a inni pukali się w głowę ,, Horda demonów pod granicą- to niby przypadek’’. Sam król Karak Karin zainteresował się to intrygującą sprawą…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 23:00, 03 Lis 2008    Temat postu:

KOOBA.84 napisał:

Cytat:
O dwóch takich co ukradli Lunę.


Jarre’Q i Llec’H, herbu Pomarańczowa Łapa – ktoś im kiedyś powiedział że są bliźniakami jednojajowymi po czym zginął rozsiekany przez braci, jako że uważają iż razem są nawet czterojajowi! A żeby pokazać innym że rzeczywiście mają jaja, postanowili wykraść jedną ze służebnic Pani Jeziora.

Jedna z nowicjuszek - Luna akurat przepisywała w bibliotece kolejny stos nudnych papirusów – w celu ćwiczenia kaligrafii. Meczyla sie przy tym biedaczka niemozebnie, przeklinajac w duchu siarczyscie dzien w ktorym podjela decyzje o wstapieniu na stużbę Pani Jeziora, która to służba miała być wypełniona nauką czarów i innymi ekscytującymi wydarzeniami. "Zobaczysz swiat, mowili..." myslala, podczas gdy mijaly dluuugie godziny i jej tak zwany "najlepszy czas" przemijal.

Nagle do uszu mlodej adeptki dobiegly niewyrazne dzwieki. "Pewnie straznicy znow graja w cymbergaja" - pomyslala i z powrotem odplynela w swiat tajemnych słów-kluczy. Gdyby Luna wiedziala jak bardzo sie myli, byc może zdążyłaby wykorzystać nowo nabytą wiedzę na temat nie przydatnego na pozor zklecia - "rozproszenie bliźniąt", ale zastanawiajac sie "po co komu takie durne czary?", nieswiadomie przegladala kolejne stronice wielkiej, oprawionej w skóre ksiegi. Tymczasem za grubymi murami biblioteki, na jednym z kretych zamkowych korytarzy bezsilni straznicy walczyli o życie z wrogiem oszalałym ze wściekłości i zaślepionym checia dojścia do swego celu - do Luny. Trzej ostatni straznicy uciekali w kierunku biblioteki, by tam skryc swoje narazone na uszkodzenia karki.
- Nie pozwolimy!! - ryknal Jarre'Q i dosiegnal Rene "kocia morda" z Berignac, koncowka swego ogromnego miecza. Az dziw ze rycerz - znany z postury raczej mizernej, byl w stanie utrzymac kolosalny dwureczny miecz (ktory pieszczotliwie nazywal Gierty-Hem) i jeszcze sie nim tak skutecznie zamachnac. Straznik upadl na kamienna posadzke broczac obficie posoką.
- Dyć dyć Piełł wiejemy!
- Uchodzmy bo nas tu wybatożą do reszty! - poganiala sie nawzajem dwojka pozostalych przy zyciu obroncow. Na niewiele sie to jednak zdalo...
- Chcemy zniszczyc!! - wykrzyczane przez Llec'Ha dotarlo do Pierre'a z Merignac nieco wolniej niz rozwiazujący wszystkie doczesne problemy cios.do biblioteki i przekluczyc solidny zamek w grubych, drewnianych drzwiach z okuciem. Luna na widok białego jak sciana woja stanela jak wryta i przygladala sie z otwartymi ustami...
- Panienko! Panienka łatuje!! Mołduuujooom! Panienka zamieni w Łopuchy!! Płosze! Błagam!
- Kto morduje!
- Złe blizniaki!!
- Zaklecie! Ale jak to leciało!!??

Tymczasem za drzwiami trwala rozmowa która mogla przesadzic o losach kampanii.
- Jak my do cholery <mlask> zniszczymy <mlask> te drzwi? - Wreszczał Llec'H, zły jak okradziony smok.
- Mysle... ze nie bedzie... z tym... problemu - Odzrzekl spokojnie Jarre'Q i wyjal maly pakunek zza napiersnika - Dla mnie... rozwalic ten zamek... to jak splunąć!
To co zobaczyl Llec'H strwożyło go do reszty!
- Jarre'Q ty masz PISTOLET!
- To oczywista oczywistosc.
- Ale jestesmy <mlask> rycerzami! <mlask> Zasady zobowiazuja!
- Spieprzaj dziadu! - odwarknal Jarre'Q odpychajac brata od drzwi, po czym odpalil ze swojego pieknie inkrustowanego pitoletu w zamek w drzwiach. Pistolet byl to nie byle jaki, onegdaj wlasnosc imperialnego ksiecia Ludwiga D'Orna, wiec zamek, jak i spora polac drzwi, staly sie przeszloscia.
Jarre'Q i Llec'H wpadli do komnaty bibliotecznej. Tuz przy drzwiach spora ropucha probowala wyrwac sie ze stanowczo zbyt obszernych, lekko dymiacych szat.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!! - Wrzaznela Luna
- Prosze <malsk> o cisze... małpo w czerwonym - Lec'H nieudolnie probowal uspokoic niewiaste.
- Milcz szmato! - syknął Jarre'Q, cokolwiek oschły dla wszystkich przedstawicielek płci pieknej, prócz swej matki, oraz kotki Alicji. - Idziesz z nami... albo bedziesz robić jako pornogwiazda u obwoźnych kuglarzy. Bierz... tyle Zwojów Rozporszenia ile udzwigniesz... Babsztylu.

W nastepnych dniach Jarre’Q i Llec’H zbierają bandę obłędnych rycerzy, przekonując ich do walki z wiatrakami oraz wrogimi Bretonni układami. Jarre’Q zostaje głównodowodzącym a Llec’H, który uwielbia być na widoku i stwarzać pozory że to on jest najważniejszy, dostaje do rąk wielki kolorowy sztandar, którym może powiewać i robić wrażenie, co zresztą całkiem nieźle mu wychodzi. Niestety okazuje się że wyzwanie jakie sobie postawili, próbując oczyścić pogranicze Bretonni z wałęsających się tam przeróżnych armii w najdziwniejszych sojuszach i konfiguracjach, trochę ich przerasta i muszą szukać, hmmm... koalicjanta. Pierwszym kto na sam widok zbieraniny obłędnych wojaków nie uciekł ani nie zarządził zmasowanego ataku był Steroid. Jak każde zimnokrwiste stworzenie w chłodnym klimacie Bretonni nie błyszczał refleksem i zanim się spostrzegł Jarre’Q namówił go do współpracy, oferując w zamian pomoc w zadaniu dla którego przypłynął wraz z Xeroxem do starego świata. Dodatkowo obdarował Steroida zdobycznym działem, do którego jako Bretończyk, czuł niepomierny (na pokaz) wstręt, jednakowoż wiedząc o jego wielkiej przydatności na polu bitwy.
- Armata? – Xerox długo nie mógł dociec dlaczego ta dziwaczna rura na kółkach, ciągnięta przez trójkę ludzi nazywa się armatą... I żyłby dalej w denerwującej go nieświadomości dopóki nie znalazł się blisko maszyny w trakcie pokazu strzeleckiego jaki Steroid zarządził aby oswoić swych podwładnych z nową zabawką. Xerox poczuł zapach spalonego prochu i... doznał oświecenia! – musssiałem sssię przesssłyszszećć a prawdziwa nazwa maszyny to Aromata! wykrzyknął i pobiegł w krzaki żeby się wypróżnić. Jak u każdego jaszczura istniało u Xeroxa silne powiązanie między stanem umysłu i ciała. Odblokowanie procesów myślowych na skutek olśnienia dało w efekcie odblokowanie pewnych procesów w innej części ciała i zatwardzenie, męczące Xeroxa od momentu ujrzenia armaty, nagle minęło.
Kiedy wrócił, spostrzegł że jako jedyny jeszcze nie spakował rzeczy - większość armii jaszczuroludzi stała gotowa do wymarszu by wspomóc bliźniaków w walce o nowe, nieskażone oblicze IV Bretonni...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 23:00, 03 Lis 2008    Temat postu:

Me3ky + ataman International Productions napisał:

Cytat:

-A opowiadałem wam już o tym jak zdziesiątkowani i zagubieni gdzieś na starym kontynencie walczyliśmy ramię w ramię z armią krzaków?

Stary ataman ciągnął swą opowieść przy ognisku już od dłuższego czasu. Mimo trzaskającego zimna pot lał mu się z czoła, gdyż aż za dobrze zdawał sobie sprawę z fatalnej sytuacji, w jakiej się znajduje. Koczownicze plemiona norskich maruderów tolerują starców aż do znudzenia... A to był baaardzo nudny wieczór.

- To było długo po tym, jak wraz z Wielkim Wodzem Archaonem rozpętaliśmy Wielką Wojnę. Wspaniałe czasy. Gdy jednak Fuhrer pokonany i upokorzony przez zielone ścierwo zniknął, nam pozostało tułać się bez celu i szukać zemsty. (Sami zresztą wiecie, że pokonani nie mamy się co pokazywać przed obliczami Bogów.) Stoczyłem wtedy wraz z mą armią wiele bitew przeciwko przeklętej rasie orków (tfu!). Ci jednak niemal zawsze wykazywali się czymś nowym - a to jakieś małe pokraki na łańcuchach, innym razem zatrzęsienie ledwo trzymających się kupy wozów drabiniastych (chociaż wzywam najgorsze mutacje na świadectwo - nie mogą się równać z naszymi doskonałymi rydwanami), potem znowu jakieś skaczące czerwone owoce... ale najgorszym przekleństwem zawsze była magia. I potworna stopa spadająca prosto z nieba. Rozpieszczona banda zielonego śmiecia! Prawdziwi Bogowie nigdy nie ingerują w sprawy padołu tak bezpośrednio (tfu!).

ataman usłyszał pierwsze ziewnięcia publiki. Postanowił nieco skrócić utyskiwania na zieloną rasę i przejść do meritum...

I po tych wszystkich upokorzeniach i dotkliwych porażkach, gdy już nie było niemal oddziałów w mej armii, nastąpił ten szczęśliwy dzień. Ostatni oddział zwiadowców, jaki pozostał doniósł mi, że Wielki da' Wódz zielonej hordy ma dość!! Mówili, że zdał sobie w końcu sprawę z tego, że szczęście nie będzie zawsze po jego stronie. Opowiadali o pełnych przerażenia wizjach, jakie nawiedzały da' Bladą Rastę (czy jak mu tam było) w dzień i w nocy o porażce i kaźni, jakie nastąpią przy następnym spotkaniu z moją armią. I rzeczywiście wycofał się. Oddał dowództwo młodym, a sam zajął wygodną i ciepła posadę obserwatora i sędziego w organizacji O'nz.

sądząc po błysku stali, jaki dotarł do zmęczonych starczych oczu narratora, dało się poznać, że meritum także należałoby nieco skonkretyzować. ataman już był niemal pewien, że nie przeżyje dzisiejszej nocy.

Dwa razy nie trzeba było powtarzać! Szybko zarządziłem reorganizację wojsk. A, że było nas już wtedy niewiele, rozpocząłem szukanie sojusznika - generała na tyle szalonego, żeby zechciał współdziałać na polu bitwy. I na tyle opętanego wizją walki ze wszystkim, co ruchomo zielone, ze wszystkim, co nie ma kolan, ze wszystkim, co jeździ w dużych metalowych puszkach, po prostu ze wszystkim!, by pozostał w tym sojuszu aż do samego końca. I Pan Zmian spojrzał na mnie litościwym okiem po raz drugi tego dnia. Gdy tylko zaczęliśmy przemierzać lasy i puszcze, by zbliżyć się do stolicy orków natknęliśmy się na armię krzaków... No może nie tylko flora wchodziła w skład tej dzielnej grupy, były tam też jakieś elfy, jakieś rumaki i jakieś... no tak czy inaczej dowódcą był Krzak. Prawdopodobnie podawał swe imię, ale tego nie mogłem zrozumieć - na język tej istoty składała się dziwna mieszanina szumów, trzasków, mrugnięć i błyśnięć ślepiami. Zresztą śpiewny bełkot elfów, które starały się tłumaczyć naszą konwersację, wcale nie był lepszy. Udało mi się zrozumieć jedynie, że elfy tytułują swego dowódcę mianem Meek'y. Jednak, gdy spojrzałem w pysk tej Istoty, zajrzałem w głąb jej ślepiów pełnych szaleństwa, byłem pewien, że spotkałem prawdziwie bratnią duszę. Wiedziałem, że ten Zwierz także ma ciężkie brzemię vendetty na karku. Rozejrzałem się i spostrzegłem, że Jego armia jest równie zdziesiątkowana jak moja, a jego oblepione pół zaschłą żywicą gałęzie są tym samym, co moje zabliźnione ramiona. Nie śmiałem marzyć o wspanialszym towarzyszu broni. Trudno powiedzieć, w jaki sposób wyznaczyliśmy wspólny cel wędrówki - jednak wyruszyliśmy tą samą bojową ścieżką i dokonaliśmy wielu wielkich czynów - ku chwale Prawdziwych Bogów. Pierwsza Bitwa, jaką stoczyliśmy odbywała się nieopodarghhhllblblblououeehhhh....

krew z poderżniętego gardła, która pociekła atamanowi po ciele, była przyjemnie ciepła. Właściwie to nawet cały moment był przyjemny - tlące się resztki świadomości mówiły mu jednak, że za chwilę zacznie boleśnie mutować zgodnie z wolą Prawdziwych Bogów, by ostatecznie przemienić się w ich pomiot. Te same resztki podpowiadały mu też, że snucie opowieści powinien zostawić innym...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 23:01, 03 Lis 2008    Temat postu:

Nisz napisał:

Cytat:
Nisz i Belaner




> Karczma. Zwykła karczma. Tak naprawdę, w żadnej historii karczma nie
> bywa zwykła, przynajmniej sama z siebie. Zawsze jest coś w niej lub
> wokół niej, co kreuje ją jako zalążek powiastki tudzież historyjki. W
> przypadku tegoż przybytku towarzyskości uwagę bajarza zwrócić by mogły
> myśli pewnego brodatego mężczyzny, palcami jednej ręki trzymającego
> wątle kufel zwietrzałego piwa, a drugą ściskającego złotą monetę. Ludzie
> wokół nie zwracali na niego uwagi, wszakże cóż on dla nich za
> urozmaicenie w otoczeniu dla nich mógł stanowić, skoro sami byli
> bliskimi odbiciami jego postaci. Jednak w pewnej głębi, w meandrach
> zmęczonej duszy tejże człeczyny, widniało inne odbicie, jakby promyk
> złota w tafli mętnej wody. To mienił się blask złotej monety, lecz nie
> dawała ona połysku jak byle błyskotka poszukiwana przez ludzi pokroju
> Lorenzo Lupo. Tak samo jej wartości nie stanowił materiał wykonania, a
> to, co zostało na niej wyryte. Właśnie żółta barwa tego bogactwa
> nadawała kolor jego sponiewieranemu duchowi� Tylko jakie odcienie
> posiadała ta słoneczna barwa?
>
> Kilka lat wcześniej kolonię Skeggi opuściła wuchta mężów, czczących
> zimny blask złota ponad ciepły płomień domowego ogniska. Także wiele
> wzburzonych kobiet odeszło, by stać się w przyszłości Amazonkami.
> Zostali nieliczni, a pośród nich właśnie ten mężczyzna, który postanowił
> bronić swojej rodziny, przedkładając honor nad chciwość. Niestety, nie
> dane było temu wojowi długo cieszyć się swoją rodziną, gdyż podczas
> jednego z najazdów Mrocznych Elfów porwano jego Walkirię, dzielnie
> broniącą dzieci przed łupieżcami. Sam Norsmen był zajęty walką w innej
> części kolonii, i gdy tylko dowiedział się o zdradzieckim akcie
> spiczastouszych, wpadł w furię i zmasakrował Elfy nieposiadające takiej
> biegłości w ucieczce jak ich bardziej sprytni kuzyni. Okryty w krwawych
> barwach Berzerkera pogonił w dżunglę, jedynym jego przewodnikiem przez
> dżunglę furia nieposkromiona. Dzień za dniem mijały a on w amoku gnał,
> nie zważając na głód i chorobę tropikalną, powoli wkradającą się do jego
> ciała. W końcu, po sześciu dniach pościgu, usłyszał echo walki.
> Ostrożnie zakradł się i jego oczy zalał blask magicznego pocisku. Dalsze
> wydarzenia odgrywały się jakoby przez mgłę�
>
> Światło. Czyste, białe światło. Przeszła mu przez głowę myśl, że odszedł
> z tego świata i przeszedł do Aasgardu, lecz to nie była światłość czubku
> Ygydrassila. Widział światło odbijane przez ostrze miecza, zimno
> mithrilu przeszywało jego szyję. Usłyszał wiele pytań, ale w swoim
> marnym stanie nie mógł wiele zrozumieć. Wydusił z siebie jedynie �� moja
> Walkiria�� i leżał dalej w stanie półświadomości. Potem słyszał tylko
> jakieś syczenia i jakby ktoś mówił językiem tak melodyjnym, jakby to
> były szepty Eiry, bogini miłosierdzia. Kompletnie zdezorientowany,
> ponownie zemdlał�
>
> Gdy się obudził ponownie, był w pełni świadom, ale i sam. Wokół niego
> była tylko dżungla. Może jednak nie tylko. Przed sobą zobaczył złotą
> monetę, a niej wyrytą podobiznę jego żony w otoczeniu Jaszczurowatych i
> jakichś wysokich postaci w białych strojach. Norsmen długo zastanawiał
> się, co znaczy ta moneta i jaki ma związek z tym, co się działo przez te
> kilka dni. Nie mogąc do niczego dojść zaczął wracać do domu, zmęczony i
> załamany, ale w głębi duszy odczuwający spokój, którego sam zrozumieć
> nie mógł.
>
> Teraz po tych kilku tygodniach, gdy siedzi w karczmie, zaczyna wszystko
> do niego powoli dochodzić, moneta zaczyna opowiadać swoją historię…

Zimna krew i ogniste skrzydło
Złączy ciemności mamidło
Gdy Pana Mordu pomiot
Porwie się na tarczę Słońca
Drogę wskaże dziewica
Traktowana jak przedmiot
Za każdy jej palec bitwa
Kropla za kroplą krwi
Aż ona sama martwa
Otworzy do Słońca drzwi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 23:01, 03 Lis 2008    Temat postu:

Kolas napisał:

Cytat:
Skaveński inżynier Grikkit przechadzał się powoli po swojej pieczarze, głeboko pod Górami Krańca Świata. Czekał na cotygodniowy raport o stanie ekonomicznym klanu, za który był odpowiedzialny jako piewszy spaczo-sekretarz Klanu Skryre. Podszedł do stojącego pod ścianą spaczo-stoliczka, na którym leżały zapiane spaczo-zwoje z kluczowymi dla finansów klanu danymi. Podniósł jeden z nich przytwierdzonymi do prawej łapy spaczo-szczypcami, lewą przetarł szybkę spaczo-gogli i rozpoczął proces analizy danych. Jednak nie było mu dane dokończyć czytania – przerwał mu oczekiwany posłaniec z raportem. Grikkit obrócił się w jego stronę.
- Mów-mów, jakie wieści z kopalni spaczenia? – spytał.
- Źle-źle, pierwszy spaczo-sekretarzu – pisnął posłaniec. – Nasze złoża kończą się szybko-szybko, wkrótce wykorzystamy wszystkie rezerwy!
- Niedobrze-niedobrze! Nie zdążyłem zrobić spaczo-szafki, spaczo-lusterka, spaczo-grzebienia i innych niezbednych rzeczy! Natychmiast rozesłać zwiadowców na poszukiwanie żył spaczenia! Prędko-prędko!
Posłaniec wybiegł jeszcze szybciej niż przybiegł, zostawiając Grikkita samego z jego problemami. Potrzeba tyle spaczenia…

Jakiś czas później Grikkt ponownie siedział w swojej norce oczekując posłańców z wieściami o nowych złożach spaczenia. Ograniczone zasoby cennej substancji nie pozwoliły mu na zrealizowanie wszystkich marzeń. Zdołał zrobić jedynie niewielki spaczo-grzebyczek, którym z lubością czesał swoje futro. Właśnie oddawał się temu niezwykle przyjemnemu zajęciu, kiedy do jaskini wpadł jeden z wysłanych na poszukiwania zwiadowców.
- I-co-i-co? – inżynier nie krył zniecierpliwienia. – Jest spaczeń? Gadaj-gadaj!
- Jest spaczeń, daleko-daleko, ale mam też inne wieści…
- Nieważne-nieważne! Gdzie jest spaczeń? – Grikkit nie miał zamiaru czekać. trzeba rozpocząć wydobycie jak najprędzej…
- Spaczeń jest w krainie zwanej Zharr-Zharr. Mieszkają tam krasnoludy, ale takie inne-inne niż tutaj. Mają piękne-piękne, lokowane brody, i noszą wspaniałe, wielkie-wielkie czapki…
- No to co? wypędzimy ich tak jak tych tutaj! Spaczeń musi być nasz-nasz!
- Ale oni nie chcą spaczenia! Mówią że mogą go sprzedać-sprzedać!
- Nie chcą spaczenia? Głupcy-głupcy! Co chcą w zamian? – zainteresował się Grikkit.
- Oni wyruszają na wojnę. Potrzebują nowych niewolników, jeśli im pomożemy dostaniemy część niewolników, i będzie handel-handel…
- Dobrze-dobrze! A więc szykujemy się do walki!

Piewszy spaczo-sekretarz Klanu Skryre Grikkit szedł korytarzem na spotkanie z pierwszym spaczo-generałem Klanu Skryre Rik Grawkiem, aby ustalić kwestie militarno-ekonomiczne. Klan Skryre jest oczywiście największą potęgą militarną Starego Świata, ale lepiej jeśli w wojnach które prowadzi giną najemnicy. Przetarł spaczo-gogle, przeczesał spaczo-grzebyczkiem futro na klacie i wszedł do jaskini Rik Grawka.
- Jak przygotowania? Jakich najemników-najemników udało się zwerbować? – spytał już od progu.
- Dobrze-dobrze, wkrótce wyruszamy. Mamy zwiadowców klanu Eshin i przerażających elfów-skórozdzierców – wyliczył pierwszy spaczo-generał.
- Elfów-elfów? Na co nam paskudne elfy? – Grikkit nie krył obrzydzenia.
Rik Grawk uśmiechnął się chytrze.
- Jeśli będą walczyć dla nas, nie będą przeciw nam, prawda-prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheVampire
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 23:02, 03 Lis 2008    Temat postu:

Szewczyk_Niezwykły napisał:

Cytat:
Nalezy włączyć linka i czytac z tekst z muzyka w tle:

http://www.youtube.com/watch?v=I3qwcxLIzvM

***
Bogowie są z nami! - Zakrzyczał Yorik, i rozpłatał kolejną Dryadę. Ale te bestie nie ustępowały. Otoczony przez „drzewiaste” stwory on i jego ochrona bronili się dzielnie. Wróg był silny, ale pancerze, które otrzymali w darze od bogów były wytrzymałe i doskonale spełniały swoje zadanie chroniąc ich przed wrogiem. Yorik dostrzegł kontem oka jak cos co jeszcze do niedawna było jego magiem a teraz już tylko bestią kierowaną wolą bogów (ludzie z Imperium mówili na nich spawny czy spowny nie pamiętał dobrze) zaatakowało i pożerało elfickich łuczników. Ale ty były jedyne pozytywne aspekty tej walki. Piesi lekkozbrojni wojownicy padli pod naporem siły trzech olbrzymich drzew. Gdy Grot silny wojownik i prawa ręka Yorika zabił ostatnią z oblegających ich kreatur ostatni z wojowników oddał dusze bogom. Z lasu dało się słychać ujadanie psów, które uciekły z pola bitwy, (zapewne giną - pomyślał). Yorik stanął wraz ze swoją doborową jazda stanął naprzeciwko drzew. Już miał wydać rozkaz szarży, gdy jedno z drzew padło. Następne również rozplatane wielkim dwuręcznym toporem. Padł kolejny cios i oczom wojowników północy ukazały się minotaury. A z lasu wysypało się więcej im podobnych bestii. Które wraz z siłami wojownika szybko rozprawiły się z wrogiem. Za drzew wyszedł zwierzoczłek i zbliżył się do Yorika.
- Witaj wodzu, bogowie zesłali mi wizje twego przybycia i potrzeby pomocy tak i więc stawiłem się tu wraz z tym co mam. Jestem Redgar czerwonooki.
- Witaj Redgarze jestem Yorik Mocny I dzięki bogom, iż przybyłeś. Gdyż czas nagli a Elfy z Naggaroth które skradły potężny artefakt zatrzymały nas to jakimś patrolem i uciekły w głąb lasu. A wolą bogów jest odzyskać go.
- Te elfy nie maja wiele wspólnego z tamtymi, ale nie czas na to, moje psy wytropią ich teraz szybko.


***
Kolka godzin później w siedzibie leśnych elfów.
- Panie wrócił zwiadowca.
- Dajcie go – zawołał dowódca strażnicy, po chwili wszedł młody elf - opowiadaj
- Zgodnie jak kazałeś panie przyjrzałem się tym wyznawca chaosu, którzy rano zaatakowali nasz patrol. Najwyraźniej maja pakt ze zwierzoludzmi i ruszyli tropem druhi, przeciw którym szykujemy zasadzkę w zachodniej części lasu. Gdy druhi pozostawili niewielki odział do zwolnienia pościgu ten został zaatakowany przez krasnoludzką wyprawę, która od wczoraj podróżowała ścieżka wschodnią. Gdy walczyli z druhi wyznawcy dosięgli ich pozycji i dorżnęli razem z krasnalami, ale zamiast walczyć i powybijać się wzajemnie, krasnoludki dowódca tchórzliwie dogadał się z dowódcą kultystów mrocznych bogów i razem ruszyli za Druhi.
- Nie dobrze a teraz oddal się ja musze przygotować się do bitwy.

***
Dzień 4 wyprawy.
Natknęliśmy się na wyprawę z mroźnej północy wdać, iż są to wyznawcy chaosu. Jednak ich dowódca, którego wyzwałem na pojedynek przekonał mnie, że elfy, które nas zaatakowały to tylko garstka większej armii, która oni ścigają gdyż ukradli ich święty artefakt. Zdecydowałem, iż pomożemy ich a gdy tylko zakończymy z elfami dorżniemy, chaośników i zniszczymy artefakt, bo skoro jest tak potężny trzeba się go pozbyć.
Niewiele jest w tym dzienniku – pomyślał Thordek Żelazna Pięść, ale obiecał sobie, gdy goniec przyniósł ten dziennik i padł z wycieńczenia bez słowa, że dowie się, co stało się z jego bratem Nakazywał mu to Honor.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FrauAlan
chłop
chłop



Dołączył: 23 Kwi 2015
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10


PostWysłany: Wto 16:37, 22 Lis 2016    Temat postu:

Największe polskie spółki są tanie i na tle zagranicznych rynków wydają się atrakcyjne. Dlaczego w takim razie polski parkiet w dużej mierze omija światową hossę? [link widoczny dla zalogowanych] anonse towarzyskie, sex oferty, sex anonse. Ostatnie lata na polskiej giełdzie zanegowały całkowicie stare przysłowie, że GPW wyprzedza gospodarkę o kilka miesięcy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum The Vampire Strona Główna :: Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Charcoal2 Theme © Zarron Media

Regulamin